Jeśli mam być szczera, nie wychodzę z domu...coraz częściej myślę o cięciu się.. coraz brutalniejsze i krwawe rzeczy chodzą mi po głowie.. Ale co z tego.
Dieta? Różnie...raz nie jem nic przez kilka dni..raz wpieprzam jak szalona tylko po to żeby kolejnego dnia znowu nic nie jeść.
Ludzie ode mnie odchodzą ale nie dziwię się, przecież i tak nie idzie się ze mną dogadać. Zostaje tylko M który wiecznie mnie rani i traktuje jak ścierwo ( zapewne sobie na to zasłużyłam, haha).
Coraz poważniej zastanawiam się nad kolejną zmianą szkoły na taką gdzieś daleko, skąd do domu bym wracała z raz na 3 miesiące...
Skoro nie pozostało mi nic do stracenia- do końca sierpnia 53 kg (aktualnie 58)
Dieta? Prawdopodobnie przedłużona baletnica- każda faza 4 dni, oczywiście zmieniona na wersję wegańską
Ponadto muszę zabrać się za moje notatki i tak dalej
We wrześniu musi być już dobrze.
Kochana nie poddawaj się ! Kiedyś wyjdzie słońce :* Trzymaj się CHUDO<3
OdpowiedzUsuńJestem tu po raz pierwszy i zastanawiam się, czy Ty przypadkiem nie jesteś mną? Świetna muzyka na pasku u góry bloga, uwielbiam Eths, też mam 166 cm, podoba mi się wygląd bloga.
OdpowiedzUsuńJest też tajemniczy M. Również mam z kimś problemy.
Też zmieniałam dietę baletnicy, ale na wegetariańską.
A to dopiero spostrzeżenia z pierwszej strony. Nie wiem jeszcze, o czym pisałaś wcześniej.
Na pewno będę wpadać częściej i dokładnie czytać wszystkie posty.
idź się leczyć, a nie
OdpowiedzUsuń